* * *

Spójrz, jak stoję
nad urwistym brzegiem oceanu,
otulony ciemnościami wieczoru,
zraniony śpiewem mew,
stopiony z krzykiem wszechświata,
gotowy, by skoczyć
i utonąć w odmętach
Twoich nieposkromionych snów.

Zobacz, jak jedna po drugiej
zapalam gwiazdy
na czerwcowym niebie
i polarną zorzą maluję
pejzaże nowych,
nieznanych terytoriów.

Gdy noc, zazdrosna czarodziejka,
zakłada na moje ramiona
płaszcz ciszy,
ja wybiegam myślami
ku odległym horyzontom,
gdzie słońce ozdabia zieleń drzew
złotą wstęgą nadziei.

Tak wyraźnie widzę Twoją twarz,
jakbyś nigdy nie odeszła.
Śmiejesz się do mnie
magicznym płomieniem pożądania
i pośród zbłąkanych huraganów
wymawiasz moje
zapomniane imię.

Tak Cię kocham,
jakbym umiał robić
tylko to jedno.

Spójrz jak stoję nad
brzegiem ryczącej
otchłani.

Spójrz, jak dla Ciebie
umieram.


10 czerwca 2003 r.