Chochoły

Zaklęte w polnej ciszy, sobą omamione
Stoją, niemą modlitwę do Słońca zmawiając.
Wicher otula chłodem dusze ich uśpione,
A one - nieświadome, ale dumne - trwają.

Twarze ich kurz, pędzący z dzikich pól, omiata,
Niosąc im nieuchronną obietnicę nocy.
Stoją - niczym menhiry z pradawnego świata,
Pławiąc się w mgłach wieczornych, tętniąc wolą mocy!

I nie wie nikt, kto spojrzy przypadkiem w ich stronę
Jaka tam wiara płonie w ich bezistnych trzewiach!
Jedynie Słońce czuje te sny nie wyśnione,
Widzi i błogosławi istnienia zarzewia.

A one w uwielbieniu pradawnym, szamańskim,
Zwracają swoje twarze ku gasnącej zorzy
I nie wie nikt, kto spojrzy na ten krąg pogański,
Jaka tam wola życia z nicości się tworzy!

21 grudnia 2010 r.