Dziwożona
Wyszła z wody - jej piersi
Obwisłe do kolan.
Włos jej długi i czarny
Święty złocił świt.
Wyszedł Jaśko z chałupy
Hen, na szare pola.
Gdzieś za dróżki zakrętem
To przepadł, to znikł.
Ona za nim. Dopadła
Go lubieżnym wzrokiem.
On - nieświadom niczego
Na piszczałce grał.
Wtem coś pyłem się wzbiło,
Coś śmignęło bokiem!
I już demon-paskuda
Przed Jasieńkiem stał.
Ślipia czarne, zapadłe,
Wielka, wstrętna głowa,
Dłonie długie, płetwiaste
I oślizła płeć.
Wsiadło dziwo na Jaśka
I mu prawi słowa,
Że ją pragnąć powinien,
Że ją musi chcieć.
I tak długo gadała
We chciwych podskokach,
Że biedaka zastała
Polno-wodna śmierć.
Leży człowiek nieżywy
W kurzawy obłokach.
Obok niego piszczałka
Złamana na ćwierć.
30 lipca 2002 r.