Ironia



W bezuczuciowych skalistych gór grotach,
Gdzie chyba tylko próżnia jest uczuciem,
Wybuchła miłość - życiowa ślepota.
Znikąd powstały ekstatyczne chucie.

Ona - spragniona zmysłów nasycenia,
On - obojętny niczym bóg nicości.
Ona szukała w Jedni zapomnienia.
On poszukiwał tylko samotności.

Nic nie wiedziała. W dzikim błogostanie
Czuła, że młodzian żądze w niej rozpala.
Dziwne to było jednak miłowanie:
Ona pragnęła, a on się oddalał.

Tak się uczucie nigdy nie ziściło.
Ostatnie myśli zwracając ku niemu,
Uwiędła z żalu. Jego już nie było.
Kochał inaczej. Kochał po swojemu.

Kochał ją wtedy, kiedy był w oddalach.
Kochał, im bardziej wszystko lekceważył.
W końcu powrócił. Ujrzał ją na marach.
Coś nim wstrząsnęło. Łza ściekła po twarzy.

8 maja 2002 r.