Dziewanna

I.


Niebo pachniało błyskawicą,
Gdy, przeniknięty cichą czernią,
Bór słuchał modłów mych o szczęście.
Dymy nad ołtarz się wznosiły.
W centrum Wszechświata, w kniej ostępach,
Tkałem tęsknotę swą niezmierną,
A noc tętniła boską mocą...
Wszystko tak święte, pełne siły!


Klęczałem, w głuszy wzrok utkwiwszy,
I wyławiałem z dzikich dali
Szepty, płynące niczym jedwab
Między gałęzi arkadami
W nicość, w bezkresność, w zapomnienie...
Ktoś wtedy świetlny łuk rozpalił
Nad tajemniczą głębią mroku.
Świat się zapełnił demonami.


Odległych baśni senne mary
Wicher przywiewał z krain Wschodu
I umierałem w ich promieniach
Wznosząc ku gwiazdom dumne lico.
Od łąk, skąpanych w srebrnych światłach,
Tchnęło bezduszną grozą chłodu.
Stałem, czekając na Jej przyjście.
Niebo pachniało błyskawicą.


II.


Przyszła wraz pierwszym dźwiękiem słońca,
Skąpana w rosie, w mgłę odziana.
Wianek spoczywał na Jej skroni,
Spleciony z ruty i bylicy.
Jej włosy lśniły ranną zorzą.
Przyszła - pradawna, zapomniana!
Gdzieś w gąszczach chabrów i łopianu
Bóg się przebudził czterolicy.


Zagrały dzwonki przebiśniegów.
Ziemia ożyła w ciepła smugach.
Ona - tak piękna i radosna -
Wzniosła się śpiewem ponad chmury.
Gdzieś zazielenił się zagajnik,
Gdzieś zapluskała bystra struga,
A Bóg spoglądał i nie wierzył
W świętą powabność swojej Córy.


Fiołki, w słodyczy rozkochane,
Świeżym pachniały snem majowym,
A Ona naga szła i bosa -
Promienna Dziewa, Cud-Bogini!
Wzrokiem drewnianym i wilgotnym
Objęła wzgórza i dąbrowy,
A bór u stóp Jej mchy położył
I tchnął żywicą w pierś Władczyni.


III.


Czerwień wieczoru ciemnym złotem
Pokryła zmarszczki mego czoła.
Dym się unosił nad ołtarzem
I niknął w światłach gwiazd prastarych.
Cicho... tak cicho wtedy było...
Bosko... tak bosko dookoła...
Nagle powiewna jakaś postać
Rozkołysała drzew konary.


Stanęła wprost przed mym obliczem,
Przeszyła duszę wzrokiem świętym,
Zaczarowała dzikim krzykiem
I zatańczyła wraz z chmurami!
Błysnęło niebo srebrną siecią,
Zawrzały we mnie krwi odmęty.
Tonąc w przedwiecznych Jej bezmiarach,
Duszą spajałem się z gwiazdami.


Tak doczekaliśmy się nocy,
By zniknąć w czarnej nieb otchłani.
Zaginął po nas słuch wszelaki.
Odeszliśmy jak mgła poranna...
Pośród galaktyk niebotycznych
Ginąłem w oczach mojej Pani.
I tylko las powtarzał wkoło:
"Sława Bogini! Mir Dziewanna!"


10 marca 2003 r.