Latawiec



(z podań świętokrzyskich)


Gdzie z swego domu ciemną północą
Wymykasz się, dziewczę hoże?
Do czego tęsknisz z oczy łzawemi
I czego szukasz na dworze?
Przecz się wpatrujesz w gwiezdne płomienie
Jakbyś szukała tam kogo?
Czemu - w milczeniu- gdy cię kto spyta -
Patrzysz na niego złowrogo?


* * *


Wieczór był ciepły, wonny, lipcowy.
Miesiąc na niebo wstępował.
Już czerwień słońca zgasła nad polem.
Cisza zaległa w dąbrowach.
Z wieśniaczej chaty piękna dziewczyna
Wyszła, by w gwiazdach coś czytać.
Grały na gęślach pasikoniki
W łanach złocistych, wśród żyta.


Siadła pod dębem opodal drogi,
W przestwór swe oczy wlepiła
I o kochaniu szumnym, burzliwym
W ciszy ukradkiem marzyła.
W tej oto chwili między gwiazdami
Zerwał swe więzy Latawiec.
Rzucił się ku niej, skrzydła swe gubiąc
I wylądował gdzieś w trawie.


Spadł z firmamentu duch złotowłosy.
Wyzbył się swojej boskości.
Teraz dorodny był z niego młodzian,
Wart ponadziemskiej miłości.
Spadł z wysokości w zieloną trawę,
Opodal dębu przy drodze.
Podszedł do drżącej z trwogi dziewczyny
I spojrzał w oczy niebodze.


Dotknął swą dłonią jej białej skroni,
Szepnął dwa słowa tajemne,
Północ rozświetlił srebrzystym wzrokiem
I odszedł w krainy ciemne.
Odtąd co nocy z nią się spotykał,
W dzień ona za nim tęskniła.
We wsi od ludzi wciąż się chowała,
Nie jadła prawie, nie piła.


Razu pewnego duch się zapomniał
I jasny świt go zaskoczył.
Odarł Latawca z gwiezdnego światła
I w człeka go przeistoczył.
Żył jeszcze tydzień i trzy godziny
Nim go tęsknota zgasiła.
W sercu dziewczyny żałość niezmierna
Wieczne swe piętno wyryła.


Każdej północki ze swego domu
Chyłkiem się w pole wymyka.
Płacze i tęskni, czeka niezłomnie,
Czyta w niebiańskich płomykach,
Lecz wkrótce umrze. Żałość ją zmoże,
Nieukojona tęsknica.
Może pofrunie pomiędzy gwiazdy
Do swego chłopca-bożyca?


27 listopada 2002 r.